Turniejowa przygoda Igi

  • Drukuj

W Ogólnopolskim Młodzieżowym Turnieju Turystyczno-Krajoznawczym brałam udział już sześć razy i wcale nie zamierzam na tym poprzestać :)
Z każdym rokiem uczyłam się czegoś nowego, poznawałam mnóstwo wspaniałych ludzi i dobrze się bawiłam.

Publiczna Szkoła Podstawowa im. Stanisława Staszica w Nietulisku Dużym od lat uczestniczy w Turnieju. Jeszcze w młodszych klasach, patrząc na starszych kolegów i koleżanki, słuchając ich wypowiedzi na temat różnych konkursów, zauważyłam, że najbardziej ciekawym przez różnorodność dyscyplin jest OMTTK. Byłam wtedy bardzo ambitna (a może raczej po prostu chciałam być we wszystkim najlepsza…?) W każdym razie stwierdziłam, że to coś dla mnie, że muszę spróbować swoich sił w Turnieju.

Kiedy byłam w czwartej klasie, mimo przygotowań, doznaliśmy prawie całkowitej porażki nie przechodząc nawet eliminacji powiatowych. Jednak w następnym roku, w wyniku eliminacji szkolnych w drużynie doszło do zmian, mieliśmy więcej szczęścia i uczyliśmy się chyba również więcej. W każdym razie, do tej pory pamiętam sosnowy las w Kamieńczyku. Magia finałów centralnych sprawia, że gdy dostanie się do jednego, chce się tam wrócić w kolejnym roku, a gdy jest się już po raz ostatni, szuka się sposobu, by powrócić, choćby jako wolontariusz.
Kiedy poszłam do gimnazjum, moim priorytetem stało się znalezienie dwóch osób do skompletowania drużyny. Nie było to zbyt proste – ilość wiedzy do przyswojenia i umiejętności do zdobycia działała odstraszająco na większość kolegów i koleżanek. Jednak któregoś dnia usłyszałam: „Opowiedz mi o tym konkursie”. I dalej już było prościej.

Startując w 2010 roku nie spodziewałam się, że kompletnie nowa drużyna jaką byliśmy, w ogóle dostanie się do finału centralnego, a co dopiero, że będzie w pierwszej dziesiątce. Mieliśmy sporo szczęścia, wielki entuzjazm, OMTTK traktowaliśmy jako najważniejsze wydarzenie w całym roku szkolnym – udało nam się. Podczas finału w Bocheńcu – pamiętam upał, komary i środki je odstraszające tak, jakby to było w tym roku – nawiązaliśmy znajomości, które do tej pory utrzymujemy, dowiedzieliśmy się wiele od starszych uczestników.
Przedtem myślałam, że polska kultura nie różni się w poszczególnych regionach już niczym. Nie sądziłam, że istnieją jeszcze jakiekolwiek realne różnice w języku czy tradycjach. Dopiero zaprzyjaźniona drużyna z Wielkopolski ucząc nas swojej gwary (pierwsza moja myśl: istnieje w ogóle jakaś gwara poza śląską czy podhalańską?) uświadomiła mi, że Polska jest bardzo zróżnicowanym krajem, że nasz kraj nie podlega jednej, z góry ustalonej normie, że historia nie jest zamknięta w pisanych słowach i włożona na najwyższą półkę, gdzie nikt nie zagląda, ale cały czas ma na nas wpływ.

Gdańsk 2011 pod względem pogody był odwrotnością Bocheńca. Wyjeżdżaliśmy, kiedy było gorąco, nie brałam ze sobą więc ciepłych polarów i długich spodni. Dotarliśmy na miejsce, a termometr wskazywał trzynaście stopni. Na własnej skórze poznałam, co znaczy „zmienność pogody” i do czego prowadzi łamanie jednej z fundamentalnych zasad zabierania ze sobą na wyjazd również ciepłej garderoby.
Ten finał kojarzy mi się ze stadem dzików, zapadającym się pod nogami piaskiem i rzeźbieniem atrakcji turystycznych na plaży.

Świeradów Zdrój 2012 był dla mnie najbardziej niepewnym finałem. Ja i kolega z drużyny zajęci byliśmy po trosze egzaminami gimnazjalnymi, konkursami przedmiotowymi, w naszym województwie znów nikt nie chciał wziąć na siebie odpowiedzialności zorganizowania eliminacji wojewódzkich tak, że do ostatniej chwili nie byliśmy pewni, czy w ogóle się one odbędą. Dzwoniliśmy, pytaliśmy, dowiadywaliśmy się na wszelkie sposoby i właściwie już po terminie zostaliśmy zgłoszeni do finału centralnego. Nawet później pojawiły się problemy, bo przejazd drogi, bezpośrednich połączeń nie ma, trzeba wynająć busa, a tu wyjazd za dwa dni (może właśnie dlatego tak bardzo cenię ten finał). Mieliśmy świetne warunki mieszkaniowe, ale obiekt był bardzo duży, więc bez przerwy pokonywaliśmy kilka pięter schodów, by odwiedzić znajomych – niezły trening przed marszem na orientację.
Oczywiście, jak zawsze było trochę rozczarowań, spornych sytuacji, ale tego się nie pamięta zbyt długo. Po jakimś czasie, w pamięci zostają tylko te miłe i zabawne historie, numery telefonów, nazwy miast i chęć na kolejny Turniej.

Iga Komar
Rocznik 1996
Sześciokrotna uczestniczka OMTTK, cztery razy brała udział w finale centralnym.