OMTTK oczami wiceprezesa Zarządu Głównego PTTK

  • Drukuj

Henryk Miłoszewski, Wiceprezes Zarządu Głównego PTTK,
Prezes Oddziału Miejskiego PTTK im. Mariana Sydowa w Toruniu,
uczestnik OMTTK w latach `70 podzielił się swoimi wspomnieniami na temat Turnieju.

Jak wyglądał Turniej w latach 70, kiedy brałeś w nim udział?

Kiedy po raz pierwszy miałem wziąć udział w Turnieju w 1975r., doszło do zabawnej pomyłki nieżyjącego już Tadeusza Baczyńskiego, ówczesnego opiekuna Koła SKKT PTTK nr 6 przy Technikum Mechaniczno-Elektrycznym w Toruniu, który zgłaszając zespół na eliminacje wojewódzkie pomylił nasze nazwiska – kolegi z moim, co nie było specjalnie trudne, bo razem siedzieliśmy w ławie szkolnej i wspólnie uczestniczyliśmy w przygotowaniach do Turnieju. Do Zamościa pojechał wtedy mój przyjaciel. W następnym roku i w kolejnych edycjach Turnieju, czyli w 1977 i 1978 nie było już takich zabawnych pomyłek personalnych. Finały szczebla centralnego OMTTK po kolei w Gdańsku, Płocku i Dęblinie były zupełnie inne, niż obecnie. Po pierwsze od 1976r. rywalizowało 49 zespołów wojewódzkich ze szkół średnich, do których od 1978r. dołączyła młodzież ze szkół podstawowych. Jeszcze w Gdańsku, a może i w Płocku istniała konkurencja – gotowanie posiłku turystycznego przez całą ekipę, były to naprawdę wspaniałe i dość zabawne chwile. Ciekawą konkurencją była naprawa roweru, szczególnie zabawnie wyglądała wymiana dętki przez zespół dziewczęcy. Organizatorzy poszczególnych finałów starali się tworzyć odpowiednio świetną i turystyczną atmosferę, jednak już wtedy niektóre zespoły, a zwłaszcza ich opiekunowie zaczęli mocno przesadzać, jakby uczestniczyli w wielkim „wyścigu szczurów”. Trzeba stwierdzić, że podczas ówczesnych konkurencji rywalizowaliśmy na tradycyjnym sprzęcie turystycznym: prostych rowerach, typowo rozkładanych prostych namiotach, gotowaliśmy na kocherach i prymusach, a na orientację chodziliśmy z niezniszczalnymi busolami Adrianowa.

Dlaczego wystartowałeś w Turnieju?

Na początku była to kwestia czystego przypadku, zadecydowała wola i wiedza nauczyciela – opiekuna SKKT, natomiast później zagrały ambicja i aspiracja reprezentowania środowiska szkolnego, miasta i województwa. Mój udział w kolejnych edycjach Turnieju był wyzwaniem, chęcią sprawdzenia się i porównania z innymi. Stanowił też świadectwo nobilitacji w szkolnym środowisku turystycznym, bo przecież nie każdy mógł osiągać wyniki w sporcie, działać w radiowęźle szkolnym, teatrzyku czy samorządzie szkolnym.

Co najbardziej lubiłeś w Turnieju?

Przebywanie wśród rówieśników, rozsądną i zdrową rywalizację w poszczególnych nieskomplikowanych konkurencjach, nawiązywane kontakty, wymianę doświadczeń, atrakcyjnie przygotowane programy krajoznawczo – turystyczne oraz spotkania z ciekawymi osobami, w wielu atrakcyjnych miejscach np. z komendantem Wyższej Oficerskiej Szkoły Marynarki Wojennej w Gdyni, czy komendantem Wyższej Szkoły Wojsk Lotniczych w Dęblinie.

Co osiągnąłeś dzięki startom w Turnieju?

Nasz udział w zmaganiach turniejowych nie miał na celu zdobycia miejsca „na pudle”, bardziej nakierowany był na pewną przygodę i zdobycie doświadczenia turystycznego. Nasza ekipa turystyczna zawsze reprezentowała typ szkoły technicznej (Technikum Mechaniczno-Elektryczne w Toruniu) i podchodziła do Turnieju w miarę spokojnie i „na luzie”. Nasza wiedza w konkursie teoretycznym ze względu na duże różnice w programach nauczania, różniła się nieco poziomem wiedzy od tej posiadanej przez zespoły złożone z licealistów. Jednak, proszę mi wierzyć nie był to powód, dla którego należałoby biadolić. Byliśmy zdecydowani lepsi w konkurencjach typowo technicznych. Najwyższe nasze osiągnięte miejsce, było chyba 10, za które otrzymaliśmy roczną prenumeratę czasopisma turystycznego „Poznaj swój kraj”. Już później, przygotowując toruńskie eliminacje OMTTK, posiadałem wiedzę teoretyczną i praktyczną, którą mogłem przekazać startującej młodzieży szkolnej. Podpowiedzieć jej na co należy zwrócić szczególną uwagę, jak podejść do konkurencji, wskazać konkretną literaturę. Z biegiem lat mogłem również przekazać wiedzę kolejnym potencjalnym opiekunom zespołów np. na co mają zwracać uwagę i co uwzględnić podczas procesu przygotowania zespołu do udziału w OMTTK. Efekt tych działań jest taki, że eliminacje wojewódzkie OMTTK, jak zaczęły być organizowane przez zespół działaczy społecznych Oddziału Miejskiego PTTK w Toruniu w 1976r., tak też są organizowane po dziś dzień.

Czy wykorzystujesz umiejętności, jakie zdobyłeś w trakcie Turniejowych zmagań, w dorosłym życiu?

Z całą pewnością wykorzystuje tylko część doświadczeń turniejowych, jednak w znacznej mierze doświadczenia przyswojone podczas organizacji imprez turystycznych wykorzystałem, prowadząc kilkadziesiąt obozów wędrowno – szkoleniowych dla młodzieży szkolnej oraz organizując wspólnie z gronem koleżanek i kolegów z Oddziału Miejskiego PTTK w Toruniu takie imprezy jak: eliminacje wojewódzkie i finały centralne Ogólnopolskiego Młodzieżowego Turnieju Turystyczno – Krajoznawczego, finały centralne Ogólnopolskiego Młodzieżowego Konkursu Krajoznawczego „Poznajemy Ojcowiznę”, czy też organizując przez kilkanaście lat Ogólnopolskie Zloty Licealistów. Żadna z organizowanych imprez, nie była zwykłym powieleniem wcześniejszej, w każdej z nich trzeba rozwiązywać inne problemy, błyskawicznie decydować i reagować wobec różnych sytuacji i zdarzeń.
Nie zakładałem ani nie przypuszczałem, że w przyszłości turystyka kwalifikowana i krajoznawstwo, a także praca z dziećmi i młodzieżą tak mnie wciągną, pochłoną, otoczą niczym ramiona ośmiornicy i wkroczą w życie rodzinne. Wszystko co robiłem w przeszłości i czynię obecnie jest związane w przeważającej części z działalnością w Oddziale Miejskim PTTK im. Mariana Sydowa i w naszym Towarzystwie.

Zaczynałeś swe przygody z Turniejem, a dziś jesteś?

Przeszedłem całą drogę kariery działacza społecznego od zwykłego członka i prezesa SKKT – PTTK, poprzez organizatora turystyki i przodownika turystyki pieszej PTTK, do przewodniczącego oddziałowej komisji turystyki pieszej, przewodniczącego wojewódzkiej komisji turystyki pieszej i członka Komisji Turystyki Pieszej ZG PTTK. We władzach Towarzystwa: od członka zarządu, do prezesa zarządu oddziału; od członka, do przewodniczącego Rady Programowej ds. Młodzieży Szkolnej PTTK; aż wreszcie od Członka Zarządu, do wiceprezesa Zarządu Głównego PTTK. Oprócz ostatniej wymienionej funkcji jestem czynnym przewodniczącym oddziałowej komisji krajoznawczej w Oddziale Miejskim PTTK im. Mariana Sydowa w Toruniu, także zawodowym prezesem w/w oddziału, przewodniczącym Sejmiku Prezesów Oddziałów PTTK Województwa Kujawsko – Pomorskiego oraz z ramienia ZG PTTK opiekunem trzech komisji: Komisji Motorowej, Komisji Imprez na Orientację i Komisji Krajoznawczej. Pozostaje mi trochę czasu na organizację imprez turystyki kwalifikowanej w oddziale, działalność krajoznawczą – w tym działalność wydawniczą oraz znakowanie i odnawianie turystycznych szlaków pieszych.
Osiągnąłem w Towarzystwie maximum, pozycję, autorytet oraz poznałem kraj oczywiście kosztem czasu rodzinnego i wielu innych wyrzeczeń, pomimo tego – odczuwam głęboką satysfakcję z dobrze wykonanej pracy.

Czy atmosfera finałowych zmagań uległa zmianie?

Będzie to niesłychanie trudne, ponieważ od kilkunastu lat uczestniczę, jako gość i obserwator, w kolejnych edycjach finału, zwracając większą uwagę na realizację przez Organizatorów Finałów zakładanego programu i przestrzegania zapisów regulaminowych OMTTK. Byłem również uczestnikiem zespołu, który zmodyfikował istniejący regulamin OMTTK, pod kątem jego atrakcyjności, konkurencyjności oraz punktacji.
Dlatego postaram się wypowiedzieć tylko, jako były uczestnik Turnieju. Jak dobrze pamiętam „dobrym duchem” finałów centralnych turnieju był Jurek Raczek w nierozłącznej białej a la marynarskiej czapce, zapamiętany przeze mnie jako kompetentny, wspaniały gospodarz i organizator. Po wielu latach On – Organizator Turnieju, Ja – jego były uczestnik, stanęliśmy obok Siebie w Ministerstwie Edukacji Narodowej – uhonorowani Tytułem Nauczyciela Kraju Ojczystego. Zapamiętałem także kilku opiekunów, którzy mądrze i rozsądnie opiekowali się swoimi podopiecznymi, pocieszali ich w przypadku niepowodzenia, jak również doradzali jak poradzić sobie w poszczególnych konkurencjach. Byli przeze mnie zaobserwowani, także negatywni opiekunowie, którzy przyjeżdżali z „napakowaną wiedzą” młodzieżą, obsztorcowali ją w przypadku niepowodzeń, w wolnym czasie organizowali dodatkowe zajęcia. Ci opiekunowie na nieszczęście dla Turnieju, pchali i nastawiali młodzież do udziału w „wyścigu szczurów”.
Delikatnie mówiąc kilku z nich „odpowiednio zadbało” aby przez kolejne trzy lata, członkowie ich zespołów legitymowali się zdobytymi złotymi OTP, GOT, KOT i innymi (Jak to było możliwe i gdzie były wtedy regulaminy i referaty weryfikacyjne odznak?). Zapamiętałem, również krytyczne uwagi podczas oceny kronik, które miały obrazować prowadzoną działalność SKKT – PTTK w trakcie roku, a w rzeczywistości w wielu wypadkach były to po prostu kroniki szkolne. Dobrze stało się, że z biegiem lat te najbardziej kontrowersyjne konkurencje zostały zastąpione np. przez kartę z kroniki czy indywidualny konkurs odznak.

Co dziś myślisz o Turnieju? Jakie widzisz perspektywy czy przesłanie dla dzieciaków dziś startujących?

Nie podlega żadnej dyskusji, że Turniej powinien być nadal kontynuowany. Należy co jakiś czas korygować istniejące konkurencje turniejowe, rezygnować z niektórych, wprowadzać nowe, tak aby pozostawał on interesujący i atrakcyjny.
Moim życzeniem jest, aby uczestnicy – dzieci i młodzież zapisali obraz Turnieju jako wspaniałego wydarzenia turystyczno – krajoznawczego i wspólnej przygody turystycznej, w których godnie reprezentowali swoją szkołę, miasto i województwo. Życzę im takiego Turnieju, w którym podczas szlachetnej turystycznej rywalizacji wszyscy zostali sprawiedliwie ocenieni oraz Turnieju, który umożliwia poznanie kolejnego regionu Polski i jego walorów turystyczno – krajoznawczych, a także na zawsze pozostającego w pamięci.

Czy utkwiły Ci w pamięci jakieś szczególne wspomnienie związane z Turniejem?

Zapamiętałem dwie zabawne sytuacje z udziałem mojego zespołu podczas finału centralnego w Gdańsku. Jedna z nich miała miejsce podczas przyrządzania posiłku turystycznego. Stanowiliśmy męską drużynę, która posiadała dość wątpliwą wiedzę o gotowaniu, w szczególności tą praktyczną. Zdecydowaliśmy, że „pójdziemy” w kierunku zupy błyskawicznej i makaronu, podobnie jak... kilka innych zespołów. Zupy nie przypaliliśmy, ale za to solidnie przesoliliśmy, natomiast makaron...
sam wyszedł z kochera.
Jedną z ostatnich konkurencji turniejowych był marsz na orientację, który potraktowaliśmy jako rutyniarze (w 1978r. założyliśmy Komisję Imprez na Orientację w Toruniu) wysoce nierozważnie i pochopnie. Okazało się, że na samym starcie źle zorientowaliśmy mapę. Najciekawsze było to, że wystartowaliśmy dokładnie w przeciwną stronę jak inni, jednak wnioski przyszły za późno. Błąd wyniósł dokładnie aż 180°, zanim się kapnęliśmy było po marszach.

Dziekuję za podzielenie się swoimi wspomnieniemi.
Rozmawiała Aleksandra Staszak.