- szczegóły
-
data publikacji: sobota, 08, wrzesień 2012 22:27
-
autor: Natalia Deptuła
Turniejowy romans zaczął się u Natalii dość późno, jednak nie zakończył się wraz z ukończeniem nauki w liceum. Jak pokazuje Jej historia, z Turnieju się nie wyrasta, można co najwyżej zmienić punkt widzenia. Natalia Deptuła uczestniczka eliminacji szkolnych, wojewódzkich i centralnych, wolontariuszka podczas Finału Centralnego XL OMTTK w Świeradowie Zdroju wspomina swoje starty w Turnieju.
Moje starty
Przygodę z Turniejem rozpoczęłam na przełomie 2003 i 2004 r., chodziłam wtedy do pierwszej klasy Liceum Ogólnokształcącego im. Henryka Brodatego we Lwówku Śląskim – liceum z turystycznymi tradycjami. W sumie od razu wiedziałam, że Turniej to konkurs dla mnie, krajoznawstwo to zawsze była moja mocna strona. Nie czekając zbyt długo, skrzyknęłam drużynę, trochę się pouczyliśmy, wygraliśmy etap powiatowy i płynnie wskoczyliśmy na wojewódzki. Łatwizna? Okazało się, że etap wojewódzki, który zorganizowano w Bogatyni, utarł nam dumne nosy. W zasadzie niewiele z niego pamiętam, zapadły mi w pamięć trudne testy samarytanki, oraz wycieczka do kopalni Turów.
Nauczeni doświadczeniami poprzedniego startu (ach, to rozbijanie namiotu na czas), do turnieju w 2005 r. przygotowaliśmy się lepiej (przede wszystkim poświeciliśmy na przygotowania więcej czasu niż poprzednio). Etap wojewódzki odbył się w Lwówku Śląskim, na „własnym podwórku” było nam nieco raźniej. Pamiętam doskonale moment, gdy nasz opiekun Tomasz Przybyło (szkolny geograf i opiekun SKKT) [wielokrotny uczestnik Turnieju, w tym finałów centralnych w 1995 i 1996, przypis redakcji] ostatniej turniejowej nocy zdradził nam pewną tajemnicę, powiedział: „Wyniki dopiero jutro... ale wygraliście! Jedziemy na ogólnopolski! Nie mówcie nikomu”. Wtedy faktycznie pojechaliśmy na finał ogólnopolski do Bachotka (woj. kujawsko-pomorskie). Pamiętam dłużącą się jazdę samochodem i ostatnie douczanie. Na miejscu powitał nas Ośrodek w stylu „czar peerelu”, domki w jakich spaliśmy kojarzyły mi się z dzieciństwem, gdy wyjeżdżałam z moimi dziadkami. Największym zawodem podczas finału okazał się brak konkurencji pt. rozbijanie namiotu, były za to łódki. Mieliśmy zapewne wielkie oczy, ponieważ dla nas, dzieci z gór była to konkurencja abstrakcyjna, straszna i niemal nie do pokonania. W końcu po długiej mordędze na wodzie dopłynęliśmy do mety. Dziś powiem szczerze nie lubię wody… Naszą tradycyjną zmorą okazała się samarytanka (dziś nie mieści mi się już w głowie by polewać wodą utlenioną otwarte złamanie ręki – widać do tego trzeba mieć talent).
Najwspanialsze dla uczestnika zmagań centralnych Turnieju była świadomość, że razem z kilkudziesięcioma dzieciakami z całej Polski, przeważnie z mniejszych miasteczek (zrobiłam stosowane badania podczas finału centralnego, już wtedy drzemała we mnie geograficzna dusza), wszyscy czuliśmy się jak elita. Choć nie przywiozłam z Bachotka żadnych przyjaźni (o Facebook’u nikt jeszcze nie marzył) to została mi w pamięci fantastyczna atmosfera. Końcowo nie zajęliśmy żadnego punktowanego miejsca, ale i tak wygraliśmy. Jak każda drużyna biorąca udział w Turnieju.
W kolejnej edycji jako maturzyści wystartowaliśmy honorowo tylko w eliminacjach szkolnych, tylko po to, aby się sprawdzić. Wtedy nie wiele o tym myślałam, ale czułam, że kończy się pewien fajny okres w turystycznym życiu. Ot szalone czasy młodości! Powiem szczerze, że zawsze brakowało mi studenckiego odpowiednika OMTTK.
A po latach…
Dokładnie po sześciu, Turniej wyrósł na mojej drodze życia, co okazało się ciekawym powrotem do korzeni… W między czasie „zupełnie przypadkiem” ukończyłam studia geograficzne, specjalność meteorologia na Uniwersytecie Wrocławskim. Rozpoczęłam je trochę za sprawą Turnieju, a na pewno bardzo za sprawą mojej rodziny, a dokładniej Tadeusza Deptuły mojego taty, przesiąkniętego turystyką do szpiku kości.
Wracając do Turnieju, we wrześniu 2011 r. dowiedziałam się iż „finał centralny XL edycji Turnieju będzie odbywał się w Świeradowie Zdroju”. Pomyślałam, że nie może mnie tam zabraknąć. Byłam gotowa, tak jak stałam rzucić wszystko, żeby stawić się w Świeradowie (i tak się stało, kto by liczył te kilka przełożonych egzaminów). Wzięłam udział w drugim finale centralnym w moim życiu, jednak obserwowałam go z zupełnie innej strony. Jako członek sztabu organizacyjnego oglądałam Turniej od środka. Głównie zajmowałam się drużynami ze szkół podstawowych. Jako koordynator stałam się punktem informacji wszelakich, to przeze mnie przechodziły wszystkie, nawet najdziwniejsze pytania uczestników. Poza koordynowaniem startu drużyn w poszczególnych konkurencjach prowadziłam z drużynami wiele rozmów. Początkowo uczniowie wydawali się zagubieni, ale szybko przełamywali lody nie tylko w rozmowach ze mną, ale w kontaktach między sobą. Zapamiętałam, że nie dawali mi w kość, wielu z nich pomiędzy konkurencjami „zabijało” czas grą w szachy, karty i innymi bardziej sportowymi zabawami. Turniejowy wolontariat był fantastyczny, atmosfera okazała się równie, o ile nie bardziej gorąca, jak podczas moich startów. Te kilka nieprzespanych nocy i wyczerpujących dni przypomniało mi tamte młodzieńcze szalone lata. Podczas finału poznałam kilku fajnych ludzi spoza lwóweckiego środowiska, którzy pracowali przy finale, nieśmiało poinformowałam ich, że z chęcią wybrałabym się na finał centralny XLI Turnieju, jak będzie czas pokaże. Mam jednak nadzieję, że moja przygoda z Turniejem jeszcze się nie zakończyła.
Co mi dał turniej?
Na pewno był mobilizacją do poznawania nie tylko Małej Ojczyzny, historii województwa i krajoznawstwa Polski. Turniejowe eliminacje to okazja do poznawania rówieśników z innych miast i miasteczek, ale przede wszystkim okazja do poznawania własnych możliwości. Poza odziedziczeniem sporej wiedzy i „bakcyla” turystycznego – potrafię rozbić namiot w trzy minuty. Uwierzcie mi, to się przydaje w terenie nawet w XXI wieku.
Z perspektywy lat uważam, że...
Turniej jest konkursem bardzo rozwijającym dla młodzieży. Z pozoru konkurencji jest wiele, co stanowi trudność dla początkujących, jednak, ta mnogość jest też w nim najciekawsza, ponieważ daje możliwość wielotorowego rozwoju uczniów. W skrócie, każdy w Turnieju znajdzie coś dla siebie.
Moim młodszym kolegom i koleżankom życzę cierpliwości, wiary we własne możliwości i odrobiny szczęścia, a zapewne pewnego dnia będą mieli okazję samodzielnie wziąć udział w finale centralnym.
Do zobaczenia nie tylko na szlaku.
Natalia Deptuła
Rocznik 1987