OMTTK – moja wielka przygoda
- szczegóły
- data publikacji: niedziela, 05, sierpień 2012 23:09
- autor: Zbigniew Tarnowski
Jak na Turniej patrzy doświadczony pedagog,
który związany jest z nim ponad ćwierć wieku?
Co radzi młodym nauczycielom, którzy zaczynają przygodę z OMTTK?
O radościach ze zwycięstw i goryczach małych porażek opowiada Zbigniew Tarnowski z Częstochowy.
Pierwsze starty w województwie gorzowskim
Swoją przygodę z Turniejem zacząłem w Ośnie Lubuskim w województwie gorzowskim, dokąd z żoną pojechaliśmy pracować po studiach w Krakowie. Założyłem tam SKKT – PTTK „Ciągle Pada” przy Zespole Szkół Ekonomicznych, którego działalność cały czas się rozszerzała wraz z zainteresowaniami uczniów szkoły.
W eliminacjach wojewódzkich OMTTK zaczęliśmy startować w 1978r. Niestety przez trzy kolejne lata nie udawało nam się awansować do finału centralnego. Cel osiągnęliśmy dopiero w eliminacjach do IX OMTTK (1981), kiedy klub z małej miejscowości rozbił drużyny z ówczesnej metropolii Gorzowa Wielkopolskiego i drużyny z Międzyrzecza i Dębna Lubuskiego. Finał odbywał się w Toruniu i nad jeziorem Bachotek (zdj. 1). Zajęliśmy tam X miejsce. Niestety trochę pechowo, bo członkowie drużyny byli dobrzy w marszach na orientację, miejscowy budowniczy natomiast źle zbudował trasę i konkurencję po prostu unieważniono. Przepadło nam mnóstwo punktów, co spowodowało spadek o wiele pozycji. Rok później nie poszło nam tak jak w Toruniu. Mimo swobodnie wygranego finału wojewódzkiego, do Krakowa na X OMTTK (1982) pojechaliśmy w innym już składzie. Brakowało szczęścia i żmudnego przygotowania krajoznawczego. Wówczas jeszcze bardzo ważną konkurencją było posiadanie jak największej liczby odznak turystyki kwalifikowanej. W następnym roku, po kolejnej zmianie warty w klubie, przegraliśmy finał wojewódzki, chociaż zwycięzcom nie udowodniono podjazdu samochodem na trasie marszów na orientację. Rewanż wzięliśmy w roku 1984 kiedy po wygraniu finału wojewódzkiego musieliśmy pojechać na drugi koniec Polski aż do Rakszawy koło Rzeszowa (zdj. 2). Drużyna właściwie „przeszła obok” Turnieju, traktując go bardziej jako wyjazd rozrywkowy niż walkę o jak najlepsze miejsce. Kolejne dwa lata (1985-1986) to dwa przegrane finały wojewódzkie.
W wakacje roku 1986, przeprowadziłem się do swojej rodzinnej Częstochowy i podjąłem pracę w szkole podstawowej, by po roku zacząć ją w VI Liceum Ogólnokształcącym im. Jarosława Dąbrowskiego w Częstochowie. Wówczas to powstał SKKT – PTTK „Egzotyk”, którego działalność była jeszcze bardziej rozbudowana. Akurat w 2012r. przypada 25-lecie istnienia klubu!
Reprezentując województwo częstochowskie
Na mój czwarty finał centralny jako opiekun klubu pojechałem w 1988r. do Kołobrzegu. Był to XVI finał centralny OMTTK. Jak pamiętam był to jedyny finał, w którym były wszystkie drużyny, w dwóch kategoriach, ze wszystkich 49 województw! Mimo wspaniałej atmosfery w drużynie, nic nam po prostu nie wychodziło. Zajęliśmy bardzo odległe miejsce (zdj. 3). Tym razem reprezentowaliśmy już województwo częstochowskie. W województwie nie mieliśmy praktycznie żadnej konkurencji, stąd też zaczęła się dla nas – klubu i opiekuna, „złota epoka” zwycięstw na szczeblu wojewódzkim i przygód z finałami centralnymi. Do Pokrzywnej na finał centralny XVII OTTK (1989) pojechał znów nowy skład. To jest straszna udręka opiekuna drużyny, gdy co roku zachodzi zmiana w składzie, brak stabilizacji szkolenia, konieczność tłumaczenia o co w tym wszystkich chodzi. Dziewczyny nawet nauczyły się wielu rzeczy, ale w konkurencjach technicznych, przy losowaniu uczestnika pokonującego tor kolarski, nie mieliśmy żadnych szans na dobre miejsce (zdj. 4). Na finał centralny XVIII OMTTK (1990) do Słupcy (województwo konińskie) pojechała znów prawie nowa drużyna.
W pamięci utkwiła nam mapa kolorowa, ale tak śmiesznie kreślona, że poziomice krzyżowały się bądź kończyły na krawędzi lasu. Czasami dobre chęci nie idą w parze z umiejętnościami. Będąc opiekunem klubu, jako członek Komisji Imprez na Orientację ZG PTTK, demonstrowałem ten kartograficzny twór na kursach Przodowników Imprez na Orientację jako przykład jak nie należy kreślić map, czy też w ogóle zabierać się za to trudne zajęcie.
Kiedy wreszcie do drużyny zakwalifikowało się trzech uczniów dobrze się uczących, moje nadzieje na świetne miejsce w finale centralnym XIX OMTTK w Bielsku Białej (1991) były bardzo duże. Rzeczywistość czyli brak solidności w przygotowaniach, może brak woli walki, może jakieś błędy w podejściu do konkurencji i oczywiście nieco brak szczęścia, spowodowały, że zajęliśmy tylko VIII miejsce.
Pierwsze sukcesy na finale centralnym
Na mój ósmy finał centralny XX OMTTK (1992) pojechaliśmy do Kielc. Początkowo szło słabo. Konkurencje techniczne nie przysporzyły nam zbyt wielu punktów. Potem jednak karta się odwróciła. Wygraliśmy konkurencję „niespodzianka” i marsz na orientację, w którym zawsze moi ludzie byli dobrzy. Wyniki końcowe były jakże radosne. Po raz pierwszy byliśmy „na pudle” zajmując III miejsce! (zdj. 5)
W konkurencji dla opiekunów drużyn zająłem I miejsce!
Finał centralny XXI OMTTK (1993) był w Żarach. Biwakowanie pod namiotami nad basenem było dość ciekawym pomysłem organizatorów. Nam niestety nie poszło zbyt dobrze, ale była to drużyna z pierwszej klasy czyli rokująca na przyszłość. Rozśmieszyło nas na zakończeniu, przyznanie sobie przez organizatorów nagród w postaci rowerów. Wszyscy byli wstrząśnięci i po prostu wygwizdali kierownictwo.
W 1994r. finał centralny XXII OMTTK odbył się w Warszawie. Dla mnie to był jubileuszowy 10 finał centralny. Przygotowania już jesienią były w pełnym toku. Finał wojewódzki był tylko formalnością. Aż tu na początku czerwca Piotrek Hercog podczas meczu piłkarskiego łamie nogę! Wielu by się w tym miejscu załamało i zmieniło zawodnika. Nam nawet przez głowę taka myśl nie przeszła. Piotrek, późniejszy Mistrz Polski i zdobywca Pucharu Polski w marszach na orientację był nam potrzebny we wszystkich konkurencjach nie wymagających pełnej sprawności. Podczas finału w Warszawie poszedł nawet na InO i doszedł z nogą w gipsie do trzeciego punktu kontrolnego (!!!). Na tyle mu starczyło sił. Jego zdjęcie z tą nogą było zamieszczone w „Poznaj swój kraj”. Dziś jest on jednym z najlepszych zawodników imprez ekstremalnych w Polsce. Zajął X miejsce w Europie podczas takich bardzo wyczynowych imprez. Dodajmy, iż jest on kierownikiem schroniska „Pasterka” w Górach Stołowych. W pozostałych konkurencjach koledzy zastąpili go bardzo godnie.
I w sumie bylibyśmy bardzo zadowoleni z II miejsca gdyby nie fakt, że nie zaliczono nam poprawnych odpowiedzi w teście z samarytanki, a zwycięska drużyna wykłóciła na slalomie rowerom punkty, który potem decydowały o... wygranej w klasyfikacji generalnej! (zdj. 6, 7)
Żmudna rola opiekuna, czyli przygotowywanie uczestników… i pierwsze zwycięstwo
Wybitną młodzież można szybko przygotować, ale nie we wszystkich konkurencjach. Nie ujmując nic moim ludziom, musiałem poświęcić im wiele czasu na wytłumaczenie idei Turnieju, konieczności solidnego przyłożenia się do nauki, intensywnego poznawania kraju, zdobywania odznak i uprawnień w turystyce kwalifikowanej, a przede wszystkim zmotywować ich do walki o najwyższe cele. I ONI to zrozumieli, i podjęli ten trud. Brzmi to może jak relacja z pola walki. Ale po to jest konkurencja drużynowa, by wygrywać. I dlaczego właśnie my nie możemy wygrać? Nie chodzi nawet o nagrody, ale o tą zdrową rywalizację, która być może dzieli ale przede wszystkim... łączy uczestników zmagań.
Słowa te dedykuję wszystkim opiekunom, by nie zniechęcali się po pierwszych niepowodzeniach czy narzekali na młodzież. Nie od razu można zwyciężać. Czasami trzeba mieć sporo cierpliwości i... szczęścia do ludzi.
Niektórzy mają młodzież wybitną, ja nie mogę powiedzieć złego słowa o swoich podopiecznych. Pewnych umiejętności i możliwości się jednak nie przeskoczy.
Tę refleksję napisałem przed relacją z finału centralnego XXIII OMTTK w Iławie (1995) w województwie olsztyńskim. Drużyna maturzystów w niezmienionym składzie od trzech lat, pojechała po maturze na finał centralny do Iławy sama, na dwa dni przed oficjalnym zakwaterowaniem nad Jeziorakiem. Jako opiekun musiałem jeszcze nieco popracować w szkole. Po poprzednim, dość pechowym finale warszawskim, jechaliśmy po zwycięstwo! Byliśmy faworytami i... nie zawiedliśmy. Po niezłych wynikach testów zajęliśmy drugie miejsce w samarytance (procentowała współpraca z nauczycielem Przysposobienia Obronnego w szkole), dobre wyniki w konkurencjach technicznych, zwycięstwo w InO i... pozostało tylko czekać na końcowe rezultaty. Wieczorem przy ognisku wszyscy szacowali efekty rywalizacji i wychodziło, że zwycięzcą możemy być tylko my! Gratulacje napływały od wszystkich drużyn. My wstrzemięźliwie czekaliśmy na oficjalne wyniki. Organizatorzy nie podali oficjalnych wyników wieczorem, by podtrzymać napięcie.
Rano pojechaliśmy do Iławy na oficjalne zakończenie. Była jeszcze do rozegrania konkurencja – niespodzianka na Jezioraku. Należało zrobić rundę wokół boi żaglówką bez żagli, płynąc jedynie przy pomocy małych wiosełek. Mieliśmy najlepszy czas i bezapelacyjnie wygraliśmy! Zakończenie w amfiteatrze w Iławie było naszym najszczęśliwszym wydarzeniem w historii startów. Wreszcie wygraliśmy, wreszcie po tylu latach doboru różnych ludzi, wielu pechowych zdarzeniach, tysiącach godzin przygotowań, udało się stanąć na najwyższym stopniu podium. Jako opiekun osiągnąłem to w dwunastym finale centralnym.
Każdy uczestnik otrzymał po rowerze, a opiekun... no cóż. Podniosłem w geście tryumfu wielki puchar wypełniony cukierkami. Chłopcy wzięli sobie po garści, a reszta na żądanie publiczności została rzucona w tłum. Zrobiono nam pamiątkowe zdjęcie, zamieszczone później w „Poznaj swój kraj”.
Następny finał centralny XXIV OMTTK (1996) odbył się w Piotrkowie Trybunalskim. Pojechaliśmy w zupełnie nowym składzie. Mimo to po pierwszym dniu zajmowaliśmy II miejsce. Niestety następnego dnia udało się popsuć kilka konkurencji technicznych i spadliśmy na VIII miejsce. Moja córka Ewa wygrała konkurencję odznak. W 1997r. finał centralny XXV OMTTK odbył się Nowym Sączu. Dwoje uczestników było znakomicie przygotowanych, a co najważniejsze zmotywowanych. Niestety trzecia uczestniczka z drużyny kompletnie nie rozumiała zasad rywalizacji. Mimo to po pierwszym dniu byliśmy na pudle. Nasz pech to konkurencja rowerowa w następnym dniu. W końcowych wynikach byliśmy na najgorszym z możliwych miejsc czyli czwartym. Ktoś powie przerost ambicji? Nie, po prostu jeśli przygotowujemy się do rywalizacji to po to by osiągnąć sukces. To był mój trzynasty finał centralny. Do Szczecina na XXVI finał centralny OMTTK (1998) musieliśmy dość wcześnie wyjechać z Częstochowy. Dwóch debiutantów nawet nieźle się sprawiło. Adam Skibiński zajął I miejsce w konkursie odznak, a nasza kronika klubowa była najlepsza w Polsce w ocenie sędziów i opiekunów. To jest sukces wielu pokoleń naszych kronikarzy klubowych z Małgorzatą Ziółkowską na czele. Zajęliśmy VII miejsce co przyjęliśmy z zadowoleniem. Podczas tego finału można było odpocząć (rejs statkiem) i dobrze ze sobą rywalizować.
Reprezentując województwo śląskie
Z początkiem 1999r. wszedł nowy podział administracyjny. Częstochowę leżącą w Małopolsce Północnej wcielono do województwa śląskiego. Turniej zatem musiał być organizowany wg nieco innych zasad i na trzech poziomach, bo weszła również reforma oświaty tworząca gimnazja. Przegraliśmy finał wojewódzki w Chorzowie mając znowu odmłodzoną drużynę. Niespodziewanie jednak dostaliśmy zaproszenie na finał centralny XXVII OMTTK do Załęcza Wielkiego (łódzkie). Finał ten organizował Oddział PTTK w Zduńskiej Woli. Mieliśmy wraz z innymi uczestnikami wypracować nową formułę turnieju i przedstawić propozycje zmian w poszczególnych konkurencjach. Niektóre z nich są stosowane obecnie. W tym finale byłem budowniczym tras i sędzią marszów na orientację.
Na finał centralny XXVIII OMTTK (2000) w Złotym Potoku koło Częstochowy nie musieliśmy się przygotowywać. Jako gospodarze startowaliśmy poza konkurencją. Oczywiście drużyna była tworzona pod kątem następnego roku. Reforma oświatowa wprowadziła dużo zamieszania w turniejach. Nim drużyna, często budowana od początku, nabyła pewnych umiejętności, wiedzy krajoznawczej, już była w klasie trzeciej maturalnej i odchodziła ze szkoły.
Finał wojewódzki OMTTK jako opiekun drużyny udało mi się wygrać z drużyną w 2001r. Jako reprezentanci województwa śląskiego pojechaliśmy na finał centralny XXIX OMTTK do Gdańska. Najlepiej poszły nam marsze na orientację, pozostałe konkurencje wyszły nam średnio lub słabo. Mimo to zajęliśmy dobre VI miejsce. Prawie ta sama drużyna wygrała finał wojewódzki w 2002r. Nagrodą był wyjazd na finał centralny XXX OMTTK do Biłgoraja. W pamięci utkwił nam wysoki poziom konkurencji samarytanki. Zawodowi ratownicy wymagali bardzo wielu umiejętności od uczestników turnieju. Zajęliśmy VII miejsce, a wyniki wszystkim przekazano na dyskietkach. Komputeryzacja wkraczała mocno.
W następnych latach 2003-2006 nastąpił pewien kryzys, a może po prostu brak szczęścia i oczywiście umiejętności, może nie było odpowiedniej młodzieży. Przegraliśmy finały wojewódzkie w Żywcu, Rybniku a nawet u siebie w Częstochowie.
Dopiero w 2007r. udało nam się wygrać finał wojewódzki i pojechać na finał centralny XXXV OMTTK w Żarach (woj. lubuskie). Młoda niedoświadczona drużyna nie mogła wiele zwojować i miejsce VIII przyjęliśmy jako dobre, adekwatne do naszych możliwości. Ciekawostka jest to, iż z nami przygotowywała się drużyna z gimnazjum, której członkowie już należeli do naszego klubu. Mieliśmy w finale centralnym dwie drużyny na dwóch poziomach.
Garść refleksji na koniec
Turniej jest wielką przygodą turystyczną. Wymaga jednak dużego zaangażowania młodzieży, wręcz pasji. Przypadkowi uczestnicy nie osiągną wiele. Bez ogromnej pracy opiekuna, drużyna nie odniesie sukcesu. Trzeba umieć dobrać drużynę, by podjęła wielki wysiłek. I to wszystko obok bieżącej nauki w szkole.
Będę zawsze miło i z dużym szacunkiem wspominał Kolegów Jerzego Raczka i Andrzeja Gordona tworzących ten Turniej. Podczas Turnieju wielu opiekunów wręcz zżyło się ze sobą. Pamiętam Koleżanki i Kolegów z Tomaszowa Mazowieckiego, Głuchołaz, Szczecina, Gdańska i wielu innych miejscowości.
Mój czas w OMTTK minął. Jako opiekun startującej w konkursie drużyny, uczestniczyłem w finałach Turnieju 18 razy. Dodatkowo dwa razy byłem budowniczym tras i sędzia marszów na orientację. Byłem też sędzią głównym całego finału centralnego i opiekunem drużyny startującej poza konkursem. Łącznie zdarzyło mi się być na 21 finałach centralnych OMTTK. Byłem w finałach centralnych z drużynami z trzech województw! Z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku spokojnie odchodzę na zasłużoną emeryturę.
Zbigniew Tarnowski
Nauczyciel geografii w VI LO im. J. Dąbrowskiego w Częstochowie
Opiekun SKKT – PTTK „Egzotyk” przy VI LO im. J. Dąbrowskiego w Częstochowie
Wiceprezes Oddziału Regionalnego PTTK w Częstochowie
Wiceprzewodniczący Komisji Imprez na Orientację ZG PTTK w Warszawie
Wstęp, redakcja, śródtytuły Paweł Zań